sobota, 8 maja 2010

Ruch to zdrowie cz.1

Dziś nie będę pisać ani o wydarzaniach kulturalnych ani o szwedzkich tradycjach, lecz o sporcie.
Wszystkim nam wiadomo,że ruch to zdrowie. Wiedzą o tym też Szwedzi :) Statystyki podają, że co drugi Szwed uprawia sport. Sport odgrywa w ich życiu bardzo ważną rolę i jest obecny w harmonogramie zajęć od wczesnego dzieciństwa aż do późnej starości. Dzieci już w przedszkolu chodzą na treningi np. piłki nożnej czy hokeja, a dorośli- na gimnastykę do jednego z modnych klubów fitness takich jak SATS lub FRISKIS & SVETTIS. Zakłady pracy dopłacają nawet połowę do karnetu na siłownię. Bardzo często w rozmowach lub wpisach na facebook'u poruszany jest temat uprawiania gimnastyki w grupie "gympa" (czyt: jympa). Na gimnastykę typu aerobik chodzą też mężczyźni!!!
Ci,którzy nie uprawiają żadnych sportów, i tak sporo się ruszają, bo spacerują lub jeżdżą na rowerze. I chodzą piechotą do pracy.
Niektórzy z Was wiedzą,że jeszcze kilka lat temu byłam bardzo aktywna sportowo: narty, biegówki, rower, tenis,golf, wędrówki górskie wypełniały mój wolny czas.Odkąd jestem w Szwecji moje sportowe zaangażowanie zdecydowanie zmalało. Niestety! Nie znaczy to jednak,że zarzuciłam zupełnie uprawiania sportu. Ależ skąd! Na CZTERDZIESTKĘ dostałam pierwsze w życiu łyżwy. Tamtej zimy jeździłam na kilku różnych lodowiskach a nawet po zamarzniętych jeziorach. Ale frajda!!
Ubiegłej zimy było nareszcie dużo śniegu w całej Szwecji, rownież w Sztokholmie, więc biegałam na biegówkach po świetnie przygotowanych trasach, 5 minut od mojego bloku. A w zeszłym roku latem pojeździłam trochę po okolicy na używanym rowerze (który mi niestety skradziono- na szczęście dopiero pod koniec lata). Od miesiąca mam nowe sportowe hobby:BADMINTON. Nie myślcie,że dotąd nie trzymałam rakietki do badmintona w ręce. W dzieciństwie grywaliśmy latem w "paletki", ale nikt nie liczył punktów, chyba tylko ilość uderzeń. Naszym boiskiem był trawnik przed domem, albo wjazd z bramą.Przypominacie sobie te klimaty?? Teraz chodzę na "treningi" do "rackethall". Boisko jest dokładnie wymierzone, od razu widać gdzie upadła lotka:( W hali jest kilkanaście torów, które, o dziwo, okupują przeważnie mężczyźni. Najwidoczniej sport ten nie cieszy się specjalnym zainteresowaniem kobiet. Póki co trenuję zawzięcie, ale jak dotąd nie udało mi się wygrać. Ale co tam! RUCH TO ZDROWIE!!!!

piątek, 7 maja 2010

Majówka po szwedzku czyli VALBORG

Polska majówka kojarzy mi się z wycieczkami w góry, przejażdżkami na rowerach i otwarciem sezonu grillowego. W Szwecji ostatni dzień kwietnia i pierwsze dni maja to swoiste powitanie wiosny.
30 kwietnia to WALPURGIA czyli VALBORGSMÄSSAFTON. Wszędzie, gdzie to tylko możliwe ludzie kończą pracę już w porze lunchu. Wszyscy spieszą do domów, żeby przygotować się do wieczornego świętowania. Głównym punktem programu wieczornego programu są ogromne ogniska, które pali się w prawie wszystkich miastach i wsiach Szwecji.Również w Sztokholmie.
Dla mnie obchody Walpurgii to ciągle egzotyka, więc chętnie biorę udział w nieco bardziej rozbudowanej i dramatycznej wersji niż w innych dzielnicach. Świętowanie rozpoczyna się na Rynku Starego Miasta. O 20.00 zgromadziły się już tutaj pokaźne tłumy. Za 20 koron szwedzkich kupujemy jedną z ostatnich pochodni i ustawiamy się do powoli formującej się procesji z pochodniami. Ruszamy. Tempo jest ślimacze, ale to dobrze bo trzeba bardzo uważać by siebie i innych nie podpalić. Idziemy ulicami Starego Miasta. Przed nami, za nami i wokół nas migoczą światełka pochodni. Światłość rozświetla zmierzchający dzień... i zwiastuje początek wiosny! Dochodzimy na nadbrzeże Jeziora Mälar.Czekamy tylko na sygnał organizatorów, by wrzucić pochodnie do ogniska. Ten moment nadchodzi z... deszczem. Tłum wcale nie traci ani animuszu, ani entuzjazmu
(podgrzewanego nieraz trunkiem zza pazuchy), ktoś intonuje ludową piosenkę i wszyscy dołączają do wspólnego śpiewu. Schowani pod parasolami witamy wiosnę:) Dalsza część wieczornego programu przebiega wszędzie bardzo podobnie, czyli na wychyleniu kielicha w domu lub w jakimś pubie.

sobota, 1 maja 2010

KULTURNATT czyli noc z kulturą

KULTURNATT czyli noc z kulturą. Po raz pierwszy w Sztokholmie. Zaciekawieni tym historycznym, kulturalnym wydarzeniem kupujemy bilet wstępu na 300 punktów programu, czyli do prawie wszystkich muzeów, wielu innych atrakcji turystycznych, mini przedstawień teatralnych,koncertów, pokazów tańca itp. Gotowi? START !!! Nocną przygodę z kulturą zaczynamy kilka minut po 19-tej, z godzinnym poślizgiem, spowodowanym brakiem jasnej informacji, co, jak, gdzie, itp.W przyszłym roku będzie lepiej:)
Pierwszym punktem programu jest KONSERTHUSET. Niestety nie udaje nam się załapać na zwiedzanie z przewodnikiem na dachu . Słuchamy za to kilka piosenek gospel w wykonaniu uroczego żeńskiego chóru.
Następnie przejażdżka STOCKHOLM'S FILM FESTIVAL BUS, w czasie której dowiadujemy się trochę o Sztokholmskim Festiwalu Filmowym. Wysiadamy przy OPERZE. Nie jesteśmy sami,roi się tutaj od innych nocnych amatorów kulturalnych atrakcji.W Golden Foyee
czeka na nas mini recital z pięknymi ariami. Ian zerka jescze szybko na główną scenę i ruszamy dalej, na Starówkę. Tam zaglądamy do NOBEL MUSEUM ( Muzeum Nobla). Wszystkie proponowane atrakcje, wykład, wystawa i zajęcia manualne- podporządkowane tematowi " plastik". Najchętniej bym tam została nieco dłużej i pobawiła się w "kreatywność". Idziemy dalej, do TYSKA KYRKAN ( Niemiecki Kościół). Wystrój tego kościoła to idealne tło dla cudownej muzyki barokowej, która tam właśnie rozbrzmiewa. Robi się późno i jeśli chcemy jeszcze coś zobaczyć, zanim muzea zamkną swoje podwoje, musimy ruszać dalej.Przy NYBROKAJEN - JAZZ. Czekamy na autobus do DJURGÅRDEN,nogi same podrywają się do tańca, ale nadjeżdża autobus,jedziemy na nocne zwiedzanie najsławniejszego muzeum Sztokholmu, VASA MUSEET. Muzeum wydaje się być opustoszałe. Tylko gdzieniegdzie kręcą się jacyś turyści.Nie interesuje nas oglądanie filmu ani zwiedzanie muzeum z przewodnikiem, lecz jak wyglądało życie załogi pod pokładem. Chociaż byłam w muzeum Vasy ponad 100 razy, po raz pierwszy jestem w małej sali na pierwszym piętrze wyposażonej w specjalne efekty dźwiękowe i świetlne, imitujące sztorm, burzę i spokojną pogodę na morzu. Naprawdę fajne przeżycie!
Ostatnim punktem naszej nocy z kulturą jest przejażdżka autobusem typu Hop on -hop off. Sztokholm nie śpi....

Okruchy patriotyzmu


Zawsze myślałam, że jestem patriotką, ale tylko lokalną.Jednak kolejny raz w tym roku bardzo mocno poczułam się patriotką przez duże P.Tym razem powodem nie były spektakularne sukcesy naszych sportowców , lecz katastrofa rządowego samolotu z 10 kwietnia 2010.Moje patriotyczne odczucia nie były manipulowane ani podsycane przez media, bo oglądałam tylko relacje BBC. I chyba dobrze.....
W tygodniu żałoby narodowej pojechałam do Polskiej Ambasady przy Karlavägen by złożyć pisemne kondolencje w wystawionych tam księgach kondolencyjnych. Parkan otaczający budynek ambasady tonął w kwiatach.Na chodniku stały znicze. Mój wzrok przyciągnęła niepozorna kartka napisana przez anonimowego Estończyka:" Moje najgłębsze słowa współczucia dla narodu polskiego w waszym wielkim smutku". Wzruszające!
W tamtych dniach usłyszałam też słowa zainteresowania i kondolencje ze strony kilku znajomych na Facebook'u, koleżanki z pracy i uczestnika kursu polskiego. Z jednej strony takie wzniosłe, a z drugiej takie normalne i ludzkie...